Zostały wspomnienia, nie będę nic zmieniać




Czując na swojej dłoni wzmocniony uścisk Bąkiewicza mimowolnie się uśmiecham. Pomimo niezbyt zachęcającej do spacerów, jesiennej pogody cieszę się, że chłopak namówił mnie na wspólną przechadzkę. Przemierzając alejki częstochowskiego parku z ogromną uwagą przysłuchuję się opowieści Michała o atrakcjach, jakie przygotował dla nas na jutrzejszą, pierwszą od bardzo dawna wolną sobotę. 
- Na początku pójdziemy na jakiś długi spacer i wracając zajdziemy do naszej kawiarenki na ciepłą czekoladę i podwójną porcję jakieś dobrego ciacha. Wrócimy do domu ubierzemy się jakoś ładniej i pójdziemy do kina na jakąś komedię romantyczną, a potem zapraszam cię na kolację do tej twojej ulubionej włoskiej knajpki. – śmiejąc się siatkarz pociąga mnie w swoim kierunku i od razu obejmuje mnie ramieniem, jednocześnie drugą dłoń wkładając do kieszeni swojej kurtki – A to co będziemy robić na samym końcu, chyba nie muszę planować, prawda? – przybliżając swoją twarz do mojego ucha zniża ton głosu do szeptu
- Wariat. – nie mogąc powstrzymać śmiechu żartobliwie wymierzam chłopakowi delikatnego kuksańca w bok – Ale za to mój osobisty wariat. 
Wyciągając rękę z kieszeni Bąkiewicz przez przypadek wyrzuca z niej małe, czerwone pudełeczko, które upada tuż przed moimi nogami.
- Cholera! – przystając w miejscu Michał niemal natychmiast schyla się po pakunek
- Co tam masz? – jestem od niego o ułamek sekundy szybsza i zabieram z chodnika jego zgubę od razu uchylając wieczko pudełka – Michał czy to…
Nie jestem w stanie powiedzieć już ani słowa więcej. Zafascynowana przypatruje się złotemu pierścionkowi z delikatnym, malutkim oczkiem. Jestem tak zszokowana tym widokiem, że nie zauważam jak Bąkiewicz ujmując moją dłoń I klęka tuż obok. 
- Miałem zadać ci to pytanie dopiero jutro, ale kiedy i tak już widziałaś niespodziankę to raz kozie śmierć. – uśmiechając się lekko jego place mocniej oplatają moje – Czy zrobisz mi tą przyjemność i zostaniesz moją żoną?
Przenosząc na niego swój wzrok, mam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Pozwalając łzom wzruszenia powoli toczyć się po mojej twarzy, kucam przy nim i obejmując jego szyję mocno się do niego przytulam.
 - Tak! Boże, tak!

Zimny, listopadowy wiatr nieprzyjemnie muska moje mokre od łez policzki. A więc stało się. Dzisiaj, oficjalnie moje małżeństwo z Michałem zostało rozwiązane. To ja byłam winna za rozpad naszego związku, a więc nikogo nie zdziwi fakt, że podobnie w tej kwestii orzekł sędzia. Kiedy niespełna siedem miesięcy temu składam pozew o rozwód nie sądziłam, że w dniu rozprawy będę znajdowała się w takim, a nie innym miejscu. Bez Łukasza, z wynajętą kawalerką na głowie i widmem zwolnień w pracy. Bagno, w które same na własne życzenie się wpakowałam.
Brawo, Edyta. Brawo.
Dając drugą szansę Żygadło chciałam wreszcie zrobić coś dla siebie – przestać przejmować się innymi i pozwolić, aby również i do mnie uśmiechnął się los. Zraniłam Bąkiewicza – wiem, miałam jednak nadzieję, że z czasem mnie zrozumie i podobnie jak ja znajdzie szczęście u boku innej osoby. Byłam przekonana, że kiedyś tak się stanie, a tymczasem teraz zostałam zupełnie sama. Łukasz po raz  kolejny mnie oszukał, Michał nigdy już nie zaufa, a Ola… sąd orzekł, że moja córka zostaje przy ojcu. Tak bardzo bałam się takiej decyzji, ale za przyjmujący oprócz tego, że nie uprawia już aktywnej siatkówki i został w domu, miał za sobą również głos naszego dziecka, które w rozmowie z biegłym psychologiem powiedziało, że bardzo lubi swój pokój i chce w nim zostać. Z kolei wynajęta kawalerka i częste nadgodziny w pracy nie świadczyły na moją korzyść. Byłam cholernie głupia! Chcąc zaznać szczęścia u boku pierwszej, platonicznej miłości, straciłam wszystko to, co było tak prawdziwe.
Idiotka! 
Z powodu rozprawy wzięłam dzień wolny w pracy, jednak, gdy już było po wszystkim nie mogłam znaleźć sobie miejsca w mieszkaniu. Niewiele myśląc ubrałam się i wyszłam, nie mając żadnego pojęcia gdzie mogłabym się udać. Sama nie wiem, w którym dokładnie momencie skierowałam swoje kroki do jednego z częstochowskich parków, gdzie dziewięć lat temu Michał poprosił mnie o rękę. Oświadczyny były tak spontaniczne, że chyba oboje do końca nie wiedzieliśmy, co tak naprawdę się dzieje, ale dla mnie wszystko było idealne. Nie potrzebowałam szumu, ogromnego bukietu kwiatów i połowy rodziny przy stole… wystarczył mi tylko on. Byliśmy wówczas tacy szczęśliwi, a teraz nie było już nic. Nasze małżeństwo przestało istnieć.
Wolnym krokiem przemierzając parkowe alejki staram się całkowicie ignorować ciekawskie spojrzenia mijających mnie ludzi. Powinnam była zapanować nad swoimi emocjami, jednak te uparcie chciały się uwewnętrznić, co udało im się zrobić w postaci czarnych smug na policzkach. Mogłam przewidzieć, że używanie dzisiaj tuszu do rzęs nie jest dobrym pomysłem.
Jestem na siebie wściekła. Miałam wszystko, o czym może marzyć kobieta w moim wieku – kochający mąż, urocza córeczka, praca w zawodzie i dom na obrzeżach miasta. Nasza historia powinna była zakończyć się bajkową sentencją „i żyli długo i szczęśliwie”. Niestety, w imię młodzieńczej miłości postawiłam wszystko na jedną kartę i przegrałam. Szach-mat.
Gdy dzisiaj na sali rozpraw siedziałam naprzeciwko Michała zastanawiałam się, czy aby na pewno podczas naszej ostatniej rozmowy podjęłam słuszną decyzję. A co jeśli tym razem byłoby inaczej i z czasem potrafilibyśmy odbudować nasze relacje? Może jeszcze nie wszystko było stracone i w przyszłości znów bylibyśmy dla siebie kimś bliskim? Chciałabym tego, ale po tym co zrobiłam nie mam nawet odwagi prosić o drugą szansę.
Wycierając z policzków mokre ślady łez mój wzrok napotyka znajomą sylwetkę. Siedzący na jednaj z parkowych ławek mężczyzna trzyma dłonie w kieszeniach, a jego wzrok utkwiony jest w czubki swoich zamszowych butów. Już sam fakt, że Michał w dniu rozprawy przyszedł właśnie do tego parku sprawia, że mimowolnie delikatnie się uśmiecham. Może jednak oprócz Oli coś nas jeszcze łączy? Może mimo wszystko nadal nasze myśli krążą po tych samych torach?
No dalej Edyta! Dasz radę, idź do niego!
Rozmowa podobno jeszcze nikomu nie zaszkodziła szybko, więc podejmuję decyzję o zajęciu miejsca obok Bąkiewicza. Pewniejszym krokiem idę w jego kierunku, jednak widząc podchodzącą do niego brunetkę przystaję w miejscu. Siwy płaszczyk ścisło przylega do jej idealnie proporcjonalnego ciała, a buty na wysokiej koturnie stwarzają pozory, jakby jej szczupłe nogi „zamknięte” w prostych, czarnych rurkach sięgały nieba.
Beata. 
Nachylając się nad nim kobieta delikatnie muska swoimi wargami jego policzek, wyrywając go tym samym z natłoku własnych myśli. Brunet wstaje i palcami ostrożnie zakłada za jej ucho niesforny kosmyk włosów. Przez krótką chwilę z uśmiechem o czymś rozmawiają, poczym odwracając się do mnie plecami wolnym krokiem udają się tylko w sobie znanym kierunku. Jego dłoń pewnie obejmuje wątłe ramie kobiety i przyciąga mocno do siebie, podczas gdy jej ręka chwyta go w pasie. Ich radosny śmiech dochodzi do mnie mimo dzielącej nas odległości.
Mocno zaciskam pięści z trudem powstrzymując się od głośnego płaczu. Beata miała rację. Nie zasługuję na niego… nigdy na niego nie zasługiwałam…

- Wyrok w imieniu Rzeczpospolitej Polski. Sąd Okręgowy w Częstochowie po rozpoznaniu sprawy z powództwa Edyty Bąkiewicz przeciwko Michałowi Bąkiewiczowi o rozwód oraz o ustalenie opieki rodzicielskiej nad małoletnią Aleksandrą Bąkiewicz rozwiązuje małżeństwo Edyty i Michała Bąkiewicz przez rozwód z wyłącznej winy powódki. Sąd ustala również, że miejscem zamieszkania małoletniej Aleksandry Bąkiewicz będzie każde miejsce zamieszkania jej ojca, Michała Bąkiewicza…

KONIEC


***

No cóż i takim oto sposobem dobrnęliśmy do końca tej historii. W tym miejscu losy Michała, Edyty, Oli i Łukasza dobiegają końca. W sumie do niedawna byłam przekonana, że te opowiadanie zakończę szczęśliwie, ale, że kobieta zmienną jest mam dla Was to co powyżej. Być może końcówka nie usatysfakcjonuje Was, zarówno pod względem treści jak i „podania”, niemniej jednak ja cieszę się, że udało mi się doprowadzić kolejną, ósmą już, historię do końca. 

Korzystając z okazji chciałabym Wam podziękować za to, że byłyście ze mną kiedy miałam chwilę zwątpienia, że mnie wspierałyście swoimi słowami, komentarzami, to naprawdę pomaga, wierzcie mi. Jesteście po prostu GENIALNE, WIELKIE, WSPANIAŁE, KOCHANE!

Na razie mówię pas, jeśli chodzi o opowiadania solo, może jeszcze kiedyś wrócę, może. Nie wiem jak będzie wyglądać moje życie za kilka miesięcy. Jak na razie mogę zdradzić, że razem z Lady Spark będziemy doprowadzać do końca nasze wspólne, zaczęte projekty, a tymczasem historię  Michała, Edyty, Oli i Łukasza uważam za definitywnie skończoną.